SZTUKA MANIPULACJI
Koniunktura dla podstępnych
Manipulacja nie jest potrzebna tam, gdzie panuje harmonia, wzajemne zrozumienie, wzajemna życzliwość, lojalność i zaufanie - pisze Mirosław Karwat. więcej...
Z punktu widzenia lobbingu, okres przed oficjalnym ogłoszeniem decyzji o podróży Nixona do Chin, co nastąpiło 15 lipca 1971 roku, był otoczony pełną „mgłą tajemnicy” – pisze Zygmunt Broniarek.
ZYGMUNT BRONIAREK
W 1972 roku byłem korespondentem w Paryżu, ale interesowałem się w dalszym ciągu Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza, że na linii Paryż – Waszyngton pojawiały się dość często napięcia. Tym razem jednak Paryż chwalił Waszyngton za jedno z najważniejszych posunięć historii nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale i świata: za wizytę prezydenta Richarda Nixona w Chinach w lutym 1972 roku. W wyniku tej wizyty najpierw ustanowiono biura łącznikowe (zalążki ambasad) USA w Beijingu (Pekinie) i Chin w Waszyngtonie (szefem biura w Beijingu był w latach 1974-75 późniejszy prezydent George Bush). Zaś 1 stycznia 1979 roku zostały nawiązane pełne stosunki dyplomatyczne i nastąpiła wymiana ambasadorów.
Z punktu widzenia lobbingu, okres przed oficjalnym ogłoszeniem decyzji o podróży Nixona do Chin, co nastąpiło 15 lipca 1971 roku, był otoczony pełną „mgłą tajemnicy”. Po to, by grupy konserwatywne nie mogły się zmobilizować przeciwko tej wizycie. Chodziło tu o grupy popierające Tajwan jako „ jedynego legalnego reprezentanta Chin”; pamiętajmy, że w momencie ogłoszenia przez Nixona decyzji o podróży do Beijingu, Tajwan był jedynym reprezentantem Chin w ONZ, mającym także w Radzie Bezpieczeństwa prawo weta.
Tajwan usunięto i zastąpiono Chinami Ludowymi w ONZ w październiku 1971 roku.
Co było zaskakujące, to fakt, że amerykańscy lobbyści na rzecz Tajwanu nie zorientowali się w zamiarach Nixona, kiedy dał on pierwszy publiczny znak, iż jest „coś na rzeczy”.
A mianowicie: 25 lutego 1971 roku, w swym raporcie o polityce zagranicznej do Kongresu, Nixon wprawdzie zaatakował ostro Chiny, ale też (powtórzmy: po raz pierwszy) nazwał je, nie jak dotychczas, „Chinami komunistycznymi” czy „Chinami kontynentalnymi”, ale „Chińską Republiką Ludową”. Lobbyści protajwańscy najwyraźniej tego nie zauważyli.
Sytuacja wygląda inaczej teraz, kiedy jesteśmy świadkami praktycznego zakończenia ożywionej kampanii lobbingowej Partii Republikańskiej na rzecz Tajwanu w innej sprawie.
Była to kampania paradoksalna, ponieważ nie chciały jej ani władze rządowe Tajwanu, ani administracja amerykańska.
Na czym polegał problem? Republikanie, jak wiadomo, mają większość w obu izbach Kongresu. Wykorzystują oni obecnie tę większość szczególnie intensywnie, by uniemożliwić Demokratom zwycięstwo w tegorocznych wyborach prezydenckich. Drogą do tego ma być stałe osłabianie pozycji prezydenta Billa Clintona i tym samym – pozycji najpoważniejszego kandydata Partii Demokratycznej do prezydentury, obecnego wiceprezydenta, Ala Gore’a.
Republikanie wiedzą, że Clinton ma silną pozycję w polityce wewnętrznej ze względu na dobrą sytuację ekonomiczną kraju i ze względu na jego zwycięstwo w procesie o impeachment. Republikanie uznali więc, że można go zaatakować tylko na froncie polityki zagranicznej.
Stąd narodziła się republikańska inicjatywa w sprawie wojskowego wzmocnienia Tajwanu. Republikanie wyszli z założenia, że Clinton „idzie na pasku Beijingu”, ponieważ poparł stanowisko rządu Chińskiej Republiki Ludowej, że są tylko „jedne Chiny”. A także, ponieważ nie zaprotestował przeciwko oficjalnym oświadczeniom Beijingu, iż nie wyklucza on użycia siły militarnej w razie, gdyby Tajwan sprzeciwiał się w nieskończoność zjednoczeniu z Chinami w ramach zasady „ jeden kraj, dwa systemy”, zastosowanej wobec Hongkongu i Makau.
Inicjatywa republikańska przyjęła formę projektu ustawy pod nazwą „Ustawa o wzmocnieniu bezpieczeństwa Tajwanu” (skrót angielski TSEB od słów „ Tajwan Security Enhancement Bill”) . Miałaby ona zastąpić „Ustawę o stosunkach z Tajwanem (TRA od słów „Tajwan Relations Act”), przyjętą w 1979 roku, a więc wówczas, gdy USA uznały Chiny Ludowe i zerwały stosunki dyplomatyczne z Tajwanem. TRA przewidywała ciągłe dostawy broni dla Tajwanu. Działa ona nadal i uważana jest za dobry instrument polityki USA wobec tego obszaru zarówno przez tajwańskie władze rządowe jak i przez administrację Clintona.
TSEB różni się od TRA tym, że zawiera szczegółowy spis broni, jakiej mają dostarczyć USA Tajwanowi i szczegółową listę kroków militarnych, jakie USA mają podjąć dla Obrony Tajwanu.
Clinton jest przeciwny TSEB, ponieważ uważa, że może on „zirytować” Chiny, a także dlatego, że oznacza próbę ograniczenia władzy prezydenta w prowadzeniu polityki zagranicznej. TSEB popierany jest natomiast przez wielu posłów tajwańskich, należących do rządzącej w Tajwanie partii – Kuomintangu, i przez skrajnie antykomunistyczne siły w Partii Republikańskiej.
W październiku 1999 roku do USA udała się delegacja posłów kuomintangowskich, by przeprowadzić lobbing na rzecz TSEB. Ale wróciła ze zdaniem wręcz przeciwnym: nie chce kontynuować takiego lobbingu. W USA bowiem wytłumaczono jej, że inicjatywa republikańska ma na celu wyłącznie osłabienie pozycji wyborczej kandydata Demokratów do prezydentury i nic więcej. Oraz, że nawet gdyby Senat przyjął TSEB, co wcale nie jest pewne, to Clinton założy weto i w Senacie nie znajdzie się większość dwóch trzecich, żeby to weto obalić.
Posłom Kuomintangu powiedziano dalej, że TSEB wywoła wrogą agresję Chin i zaostrzy sytuację nie tylko w Cieśninie Tajwańskiej, ale również między dwiema grupami państw po obu stronach Pacyfiku: Ameryki Północnej i Azji. A więc, że zamiast umocnić bezpieczeństwo Tajwanu, osłabi je. Posłowie przyjęli te argumenty.
Jest to chyba pierwszy poważny przypadek w dziejach lobbingu, żeby jedna z decydujących sił w tymże lobbingu (posłowie Kuomintangu) wycofała się z niego, ponieważ uznała, że została „wprowadzona w maliny” i żę pomyślne zakończenie kampanii lobbingowej może się obrócić przeciwko niej.
Mamy tu więc do czynienia z bardzo ciekawym precedensem, który trafi może kiedyś do Księgi Guinnesa.
Zygmunt Broniarek
DECYZJE I ETYKA
Onkologia korupcji
Korupcja niszczy tkanki rozwoju społecznego podobnie jak rak toczy tkanki żywego organizmu biologicznego. Ta społeczna patologia jest w rzeczywistości niezmiernie złożonym problemem - pisze prof. Wojciech Gasparski. więcej...