SALON PRASOWY IMR
Śniadanie diabetyka
Co jeść, jak się leczyć, w co się ubierać, gdy choruje się na cukrzycę – o tych problemach mówiono podczas śniadania prasowego w siedzibie IMR advertising by PR. więcej...
Szczególnie obrzydliwa jest nasza ksenofobia. Przez wieki byliśmy narodem otwartym, a potem częstokroć doświadczaliśmy pomocy innych narodów. Dzisiaj politycy fałszują prawdę, używają dziecinnych wykrętów, żeby uchylić się od przyjęcia śladowej ilości ludzi uciekających przed cierpieniem i śmiercią – pisze Wiesław Krzywicki.
Istnieje pogląd, że różnice kulturowe są przyczyną różnic w rozwoju między społeczeństwami. Przekonująco wyjaśniał to David Landes w głośnej w swoim czasie książce „Bogactwo i nędza narodów. Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy” (polskie tłumaczenie – Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA 2000).
Niedawno (2013-2106) nakładem Krytyki Politycznej ukazały się trzy książki Ha-Joon Changa, ekonomisty, docenta na Wydziale Ekonomi Uniwersytetu Cambridge. Są to „23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie” (2013), „EKONOMIA. Instrukcja obsługi” (2015) oraz „ŹLI SAMARYTANIE. Mit wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu” (2016).
Pod wpływem tych lektur musiałem odmienić wiele swoich opinii i przekonań, a wśród nich o „obiektywnych czynnikach” warunkujących bogactwo lub ubóstwo narodów.
Wszystkie te książki napisane są prosto i zrozumiale, bez typowego dla ekonomistów żargonu. Autor piętnuje w nich hipokryzję orędowników wolnego handlu, niewidzialnej ręki rynku i wycofania państwa z gospodarki, wypominając im, że dzisiejsi liderzy światowej gospodarki, ze Stanami Zjednoczonymi na czele, sami zamykali dostęp do swych rynków, chronili swój raczkujący przemysł przed konkurencją, wspomagali prywatny biznes za publiczne pieniądze, a wolny handel wymuszali na słabszych przemocą.
W czasie toczącej się debaty o kierunkach rozwoju Polski warto przeczytać książki Changa, aby fałszywa historia kapitalizmu nie stała się matką nędznej gospodarki.
Jednym z mitów, z którymi rozprawia się Ha-Joon Chang, jest właśnie wpływ historii, tradycji, kultury na możliwości rozwojowe narodu. Przytacza on słowa pewnego konsultanta do spraw zarządzania z rozwiniętego kraju, który po wizycie w wielu fabrykach pewnego rozwijającego się kraju powiedział państwowym urzędnikom:
„Jeśli chodzi o waszą tanią siłę robocza, to szybko straciłem złudzenia, gdy zobaczyłem, jak ludzie pracują. Bez wątpienia są słabo opłacani, ale i to, co z siebie dają, jest tak samo słabe. Widząc waszych ludzi przy pracy poczułem, że jesteście bardzo zadowoloną i żyjącą na luzie rasą, dla której nie liczy się czas. Gdy rozmawiałem z niektórymi menedżerami, powiedzieli mi, że nie dało się zmienić nawyków związanych z dziedzictwem narodowym”.
To zrozumiałe, że konsultant martwił się brakiem właściwej etyki pracy w kraju, który wizytował. Tak naprawdę i tak był dość uprzejmy. Mógł powiedzieć wprost, że są po prostu leniwi. Nic więc dziwnego, że kraj był biedny… Menedżerowie z tego kraju zgodzili się z konsultantem, ale byli na tyle mądrzy, by zrozumieć, że nie jest łatwo – jeśli w ogóle jest to możliwe – zmienić „nawyki związane z narodowym dziedzictwem” czy kulturą. Jak stwierdził XIX-wieczny niemiecki ekonomista Max Weber, w swoim głównym dziele „Etyka protestancka i duch kapitalizmu”, istnieją pewne kultury, jak protestantyzm, które po prostu lepiej pasują do rozwoju gospodarczego niż inne.
Krajem, o którym mowa, była… Japonia w roku 1915. Nie wydaje się, by ktoś mógł dzisiaj nazwać Japończyków leniwymi. Ale właśnie tak większość ludzi Zachodu widziało sto lat temu Japonię.
I kolejny cytat z Changa:
„Po podróży po Azji w latach 1911-12 Beatrice Webb (brytyjska socjalistka i ekonomistka, żona laburzystowskiego polityka i ministra), opisywała Japończyków jako obdarzonych „wątpliwym pojmowaniem wypoczynku i całkiem nieznośną osobistą niezależnością”. Powiedziała, że w Japonii „…rzuca się w oczy, iż brak tam chęci, by ludzi uczyć myślenia”. Jeszcze bardziej zjadliwie wypowiedziała się o moich przodkach. Opisała Koreańczyków jako „12 milionów brudnych, poniżonych, posępnych, leniwych, pozbawionych wszelkiej religii dzikusów, którzy snują się w brudnych białych ubraniach, wyjątkowo nieudolnie skrojonych, którzy żyją w plugawych lepiankach”.
I jeszcze jeden cytat:
„Pewnego razu czołowy producent z pewnego kraju rozwijającego się wysłał swe samochody osobowe do USA. Dotychczas firma ta produkowała tandetę – nie najlepsze kopie jakościowe wyrobów wytwarzanych w bogatych krajach… Niestety, ich produkt rozczarował. Większość klientów uznała, że samochód wygląda beznadziejnie… Auto trzeba było z amerykańskiego rynku wycofać… To było w 1958 roku, a ten kraj to oczywiście Japonia. Firmą, o której mowa, była Toyta.”
Miesiąc temu przeczytałem notatkę prasową, iż w br. Lexus (Toyota) był najlepiej sprzedającym się importowanym samochodem w segmencie premium i wyprzedził Mercedesa, BMW i Audi.
To Japonia. Podobne przykłady innych państw azjatyckich można mnożyć. Nie chodzi mi jednak tylko o zachodnie przesądy wobec ludów ze Wschodu. Brytyjczycy mówili kiedyś podobne rzeczy o Niemcach. Zanim rozwinęli się gospodarczo w połowie XIX wieku, Niemcy byli określani przez Brytyjczyków jako ludzie „tępi i ciężcy”, „lenistwo” często było słowem kojarzonym z „niemiecką naturą”. Starczy.
A jak nas widzą inne narody?
Wolter pisał: „Jeden Polak to istny czar, dwóch Polaków – to awantura, trzech Polaków – och, to już jest polski problem”. Bismarck: „Dajcie Polakom rządzić, a sami się wykończą”. A przysłowie słowackie: „Gdy się dwaj Polacy zejdą, to w trzy strony się rozejdą”. Aktualne?
Na szczęście poprawiły się opinie o polskiej gospodarności i chyba już wychodzi z użycia pejoratywne określenie „Polnische wirtschaft”. Ale nadal nie pozbyliśmy się wielu wad, a niektóre z nich nawet się nasiliły. W okresie schyłkowym I Rzeczpospolitej szlachcic polski stał się ksenofobem, egoistą, awanturnikiem, nacjonalistą, megalomanem, religijnym fundamentalistą o ciasnych horyzontach umysłowych. Słuchając wypowiedzi wielu naszych polityków, czytając wypowiedzi internautów odnoszę wrażenie, że czas cofnął sie o trzy stulecia. Jedyna różnica jest taka, że nie nosimy już żupanów i kontuszy, a przy boku szabli.
Szczególnie obrzydliwa jest nasza ksenofobia. Przez wieki byliśmy narodem otwartym, a potem częstokroć doświadczaliśmy pomocy innych narodów. Dzisiaj politycy fałszują prawdę, używają dziecinnych wykrętów, żeby uchylić się od przyjęcia śladowej ilości ludzi uciekających przed cierpieniem i śmiercią. Szerzy się nienawiść do ludzi innej narodowości, o innym kolorze skóry czy innego wyznania. Publicznie głoszone jest hasło „Polska dla Polaków”. Może nie za długo usłyszymy hasło o polskiej czystej rasie.
Broniąc się przed przyjęciem jakichkolwiek liczby imigrantów z krajów arabskich wysuwamy jako główny argument ich obcość kulturową i zagrożenia stąd wynikające dla naszego społeczeństwa. Główne zło widzimy i ich religii – islamie.
Może warto więc przytoczyć garść informacji, które nieco zmienią nasze zapatrywania w tej kwestii.
Twórcą islamu był w VII wieku Mahomet. Po jego śmierci nastąpił rozłam i powstały dwa podstawowe nurty islamu: szyityzm i sunnizm. Następcami Mahometa byli kalifowie. W 637 roku Jerozolima dostała się we władanie kalifatu i pozostała jego mocy aż do wypraw krzyżowych. Kultura muzułmańska i arabska rozprzestrzeniła się na całą Afrykę Północną, wyspy basenu Morza Śródziemnego, Hiszpanię i dawne posiadłości perskie.
Trwałość państwa kalifów powodowała tolerancja religijna islamu. Arabowie nie narzucali swojego wyznania podporządkowanym ludom, a jedynie domagali się uznania supremacji ich władców. Dzięki temu w świecie arabskim mogły kwitnąć także kultury chrześcijańskie i żydowskie, tworzące silne ośrodki głównie w Afryce Północnej. Arabowie byli chłonni na obce kultury, przede wszystkim bizantyjską, perską i indyjską, z którą utrzymywano żywe kontakty. Dynamiczna i de facto wielokulturowa kultura średniowiecznego islamu przyczyniła sie do przechowania dorobku starożytności poprzez tłumaczenia.
W 1493 roku pod naporem Turków upadło Cesarstwo Bizantyjskie, kultura islamska uległa wpływom Turków Osmańskich, a dawne kalifaty w rejonie Morza Śródziemnego zostały im podporządkowane. Imperium Osmańskie, do upadku w XX wieku, uważało się za prawowitego spadkobiercę Cesarstwa Bizantyjskiego.
Bizancjum i kultura arabska średniowiecza były najważniejszymi ośrodkami kultury w Europie. Przyczyniły się do przechowania i opracowania kultury starożytnej, ponownie odkrytej na Zachodzie w dobie Renesansu.
Przesłanie Mahometa początkowo głoszone było wśród ludów arabskich, z czasem rozprzestrzeniło się na całym świecie. Obecnie Arabowie stanowią około 20-25% wyznawców islamu. Większość wyznawców islamu zaś żyje w krajach Azji, najliczniej w Indonezji, Indiach, Pakistanie i Bangladeszu.
W 2010 r. rozpowszechnienie największych religii na świecie było następujące:
– chrześcijaństwo (katolicyzm, prawosławie, protestantyzm, Kościół anglikański) – 33,43%
– Islam – 24,35%
– Hinduizm – 13,78%
– Buddyzm – 7,13%
A oto kraje muzułmańskie tj. te, w których dominują wyznawcy islamu (podkreślone kraje arabskie):
– w Europie: Albania, Bośnia i Hercegowina,
w Afryce: Algieria, Czad, Dżibuti, Egipt, Libia, Mali, Maroko, Mauretania, Niger, Senegal, Somalia, Sudan, Tunezja,
w Azji: Afganistan, Arabia Saudyjska, Azerbejdżan, Bahrajn, Bangladesz, Brunei, Indonezja, Irak, Iran, Jemen, Katar, Kazachstan, Kirgistan, Kuwejt, Liban, Malezja, Oman, Pakistan, Syria, Tadżykistan, Turcja, Turkmenistan, Uzbekistan, Zjednoczone Emiraty Arabskie
Są też kraje arabskie, w których nie dominują wyznawcy islamu: Jordania, Komory, Libia, Palestyna (Zachodni Brzeg Jordanu).
Sunnici (kolor zielony), szyici (kolor fioletowy, którzy są nieoszacowani z powodu nieuwzględnienia ich w oficjalnych statystykach np. w Turcji i Arabii Saudyjskiej) i charydżyci
Wiele z państw muzułmańskich to nowoczesne, wysoce rozwinięte, demokratyczne państwa, bez religijnych fundamentalizmów i terrorystów.
Obecnie islam dzieli się na trzy główne odłamy: sunnicki (85-90%), szyicki (10-15%) i chardżycki (<1%). Te główne odłamy dzielą się jeszcze na różniące się znacznie nurty. Jednym z nich jest wahabizm powstały w XVIII w., określany jako „ultrakonserwatywny”, „surowy” czy „fundamentalistyczny”. Uważa się, że nauki i pisma uczonych wahabickich są główną siłą odpowiedzialną za powstanie wielu radykalnych sunnickich organizacji terrorystycznych m.in. Al-Kaidy, Boko Haram czy Państwo Islamskie.
Jedynymi krajami muzułmańskimi, w których wahabizm oficjalnie uznawany jest za religię państwową są Katar i Arabia Saudyjska. Wyznawcami wahabizmu jest 23% Saudyjczyków, 47% Katarczyków, 45% mieszkańców Zjednoczonych Emiratów Arabskich, 6% Bahrajnczyków i 2,2% Kuwejtczyków. W Polsce przedstawicielem ruchu wahabickiego jest Ośrodek Kultury Muzułmańskiej w Warszawie.
Także wahabici dzielą się na różne grupy, sekty i frakcje, ale generalnie to z nich wywodzą się terroryści. Jak widać z tego pobieżnego przeglądu, to nie islam jest źródłem terroryzmu, a jedynie jego drobny odłam. W Polsce też katolik katolikowi nie równy. Są fundamentaliści, i otwarci na wartości cywilizacyjne hierarchowie, księżą i intelektualiści. Ze względu na wyznawaną religię znaku równości nie można stawiać. A taki znak równości stawiamy miedzy wszystkimi muzułmanami uznając ich co najmniej za fundamentalistów, jeśli nie terrorystów.
I jeszcze jedno. Terroryzm to odpowiedź słabych na wyzysk i agresję zachodnich mocarstw. W XX wieku prawie nie słyszeliśmy o islamskim terroryzmie w Europie i Ameryce. Jedynie buntowali się Palestyńczycy, ale nikt ich nie oskarżał o fundamentalizm religijny. Prawdziwy terroryzm zaczął od agresji na Jugosławię, a potem był Irak, Afganistan, Libia, Syria, a także ingerencje w krajach afrykańskich. Na ogół tak się składało, że zaatakowane państwa coś posiadały wartego zawłaszczenia, a rzekomo nie dostawało im demokracji (zachodniej). Przy tym też tak się składało, że większość broni używanej przez terrorystów pochodzi z państw zachodnich (USA, Anglia, Francja), a wielu terrorystów było wcześniej na usługach zachodnich służb specjalnych.
I jeszcze jedna osobista refleksja. W połowie 1990 roku byłem służbowo dwa tygodnie w islamskim kraju – Malezji. Leciałem z wiedzą pochodzącą od mojego ulubionego pisarza Josepha Conrada Korzeniowskiego oraz z serialu „Tanamera”. Wydawało mi się, że to zacofany, rolniczy kraj, a największą jego atrakcją jest dżungla. Moja wiedza okazała się całkowicie fałszywa. Już wtedy Malezja była demokratycznym, nowoczesnym i bardzo uprzemysłowionym państwem. Do odzyskania niepodległości w 1957 roku, ludność malezyjska zajmowała się głównie rolnictwem, ponieważ Anglicy nie włączali jej w swoją działalność, lecz sprowadzali Chińczyków, Hindusów do prac w administracji, przy budowach i innych przedsięwzięciach.
Dzisiaj udział w PKB Malezji mają: rolnictwo – 11,4%, przemysł (elektrotechniczny i elektroniczny) – 40,2% i usługi – 48,3%.
Malezja jest krajem wielonarodowościowym: 61% stanowią Malajowie, 25% Chińczycy, 7% Hindusi i 7% mniejsze narodowości autochtoniczne.
60% wyznaje islam, 19% buddyzm, 9% chrześcijaństwo tradycyjne wierzenia chińskie 3%. Jest to więc bardzo pluralistyczne społeczeństwo, któremu obca jest ksenofobia, mimo trudnej historii, dużych grup innych narodowości oraz dużego napływu imigrantów z Chin i Indonezji.
W szkołach i na uniwersytetach młodzież z różnych środowisk religijno-etnicznych od lat uczy się razem i razem spędza czas wolny, a odmienność nie stanowi bariery dla przyjaźni. A przecież na fladze Malezji widniej półksiężyc, a konstytucja określa islam jako oficjalną religię tego państwa. Dodam jeszcze, że także w Singapurze, który był przez pewien czas częścią Malezji, islam jest religią państwową.
Jak obraz tego państwa islamskiego ma się do głoszonych w Polsce opinii, iż terroryzm jest nieodłącznie związany z islamem, że muzułmanie są leniwi i nie chcą pracować, że są brudasami i nosicielami różnych pasożytów i chorób, że gdy zamieszkają wśród nas, będą gwałcić i kraść i nigdy się nie zasymilują.
Musielibyśmy zmienić całkowicie nasza kulturę, radykalnie obniżyć poziom bezpieczeństwa w naszym kraju, bynajmniej nie chodzi tylko o terroryzm, bo tych zagrożeń jest oczywiście więcej, co oznacza swojego rodzaju katastrofy społeczne – tak prezes PIS uzasadnia stanowisko polskiego rządu wobec uchodźców.
Za tytuł dla tych moich smutnych refleksji użyłem słów ks. biskupa Krzysztofa Zadarko.
WIESŁAW KRZYWICKI
DECYDENT POLIGLOTA
Skuteczna praca nad angielskim
Wydawnictwo „Edgard” od pewnego czasu wydaje książki do nauki różnych, nawet egzotycznych języków obcych, w cyklu pod nazwą „…nie gryzie”. więcej...